Malinowa: tylko dla zamożnych


Schowana w warszawskim hotelu Bristol restauracja Malinowa stawia na konsumentów bardzo wymagających, którzy za kolację dla dwóch abstynentów są skłonni lekką ręką wyłożyć ponad 700 zł. Po kilku wizytach w tym lokalu mam jednak wrażenie, że warto tam czasami zajrzeć. Co tam, raz się żyje!


Stołeczny hotel Bristol nie wymaga rekomendacji. Jakość oferowanych usług reprezentuje najwyższy poziom. Na tym nie koniec. Eleganckie wnętrza, specyficzny, przedwojenny klimat i ujmująca obsługa dodatkowo zachęcają do odwiedzenia tego miejsca, tym bardziej że w tym roku obiekt obchodzi 100-lecie istnienia. W najważniejszej restauracji Bristolu, czyli Malinowej - dostrzeżonej nawet przez międzynarodowych miłośników dobrej kuchni - pojawiło się więc niewielkie jubileuszowe menu, a w nim dania, które trafiały na stoły hotelowych gości w pierwszych latach jego istnienia. I tak - warto zmierzyć się z przepiórką z grzybami w sosie z czerwonej porzeczki. Doskonała jest także zupa krem z kalarepy. Zresztą zupy - a wracamy w tym momencie do czasów współczesnych - są mocną stroną restauracji. Doskonała jest zupa z raków, a niewiele jej ustępuje grzybowa, która - tak na marginesie - przypomina cappuccino.

Z przystawek polecam wegetariańskie ravioli oraz sałaty z mięsem żubra i borowikami. Choć nie przepadam za dziczyzną, na kolana rzucają eskalopki z sarny. Brawo! Dla lubiących pławić się w tłuszczu odpowiednie będą schabiki z prosiaka w ziołach. Pieczony schab cielęcy należy zaś do moich ulubionych pozycji Malinowej.

No i jeszcze desery. Wybór jest dość ograniczony, ale powinien zaspokoić nawet najbardziej wybredne podniebienia. Choćby suflet z limonek w sosie miodowym czy karmelizowane jabłka na cieście francuskim z lodami z nutą rozmarynu.

Na koniec jeszcze garść refleksji. Malinowa bez wątpienia należy do najdroższych lokali w kraju. Konsument ma więc prawo stawiać jej najwyższe wymagania. Niewybaczalne są więc błędy literowe, a nawet faktograficzne w menu. Fois gras z kaczki nie powinno się tam więcej pojawić. Konserwatorzy powinni zwrócić uwagę na stan krzeseł, a głównie ich obić. Na koniec jeszcze jedno - tak sprawnej, fachowej i miłej obsługi, ze świecą szukać w innych restauracjach.

Julia kafka
j.kafka@pb.pl


Łukasz Wołosewicz, szef kuchni, poleca pieczoną kuropatwę w liściach winogron

Na dzień przed podaniem potrawy kuropatwy zawinąć w liście winogron i plastry wędzonego boczku i zamarynować w oliwie i ziołach. Następnego dnia wyjąć kuropatwy z marynaty, odsączyć z oliwy, posolić, obsmażyć na patelni, zlać tłuszcz od smażenia, dodać masło i wstawić patelnię z kuropatwami do piekarnika (190 st. C, 9 min.). Na tej samej patelni zeszklić szalotkę, zdeglasować czerwonym winem, dodać wywar, tymianek, odparować. Przed podaniem sosu dodać olejek truflowy, drobno siekane trufle.


Publikowanie, modyfikowanie i kopiowanie zawartości strony lub jej części bez zgody właściciela portalu jest zabronione.